poniedziałek, 18 lipca 2016

Polowanie

    W tym lesie myśliwi mieli konkretne zadanie. Mieli wedrzeć się w moją jaźń i zagwostką zadać śmiertelną ranę. Były dwie ofiary na tarczy. Tyle pamiętam. Patrząc na to przez wspomnienie snu,widziałem, ilość dwa. Czy to tylko ty i ktoś, czy ty i ja?! Jawa (póki co) zliczyła do raz. Do dnia wczorajszego bałem się, że ta druga osoba to będzie znowu ktoś spod moich ramion. Dzisiaj mnie trafiło, celnie, zrozumiałem przekaz snu, ta druga ofiara to jednak ja. Ulżyło mi. Teraz się nie boję, bo razem będzie łatwiej. Tam przygotujemy, w niemożności przygotowania, kolejne posłania dla tych, którzy  nadejdą. Bo do tego zawodu potrzeba naprawdę dobrze wykwalifikowanych nicponi. Nic nas nie goni, sztywny krochmal i zapach ułożenia. Najpierw będziemy na nich patrzeć, to może trwać dość długo. Potem przebierzemy się za rosomaki i będziemy udawać porzucone, skrzywdzone biedactwa, które potrzebują opieki. Nawet zmarły skusi się na takie sidła.Przebudzą się po naszej stronie i dokarmiając nas znalezionymi na szybko myślami, poczują się potrzebni i na nowo narodzą. Często są to niestrawne substancje. Zmarli idą na łatwiznę i dokarmiają ostatnimi myślami. Bywa, że musimy najeść się niezapłaconymi rachunkami, grzechem pogaństwa, uczuciem niesprawiedliwości, bywa też, że nienawiść ością staje. Są też milsze poczęstunki, smak przebaczenia, ulgi. Poczucie spełnienia najcieplej smakuje, choć często przyprawione jest nutką braku. Rozsmakowałem się jednak w uczuciu gorączki i blado-mówienia. Na szybko wytłumaczę. Taka to mowa na wpół niezrozumiała i na poły pewna siebie. Często jednak, zaczynają mówić do nas po całkowitym omacku, coś sobie przypominają i wtedy trochę męczą. A to znamy, bo przeważnie się powtarzają. Jesteśmy cierpliwi, bo mamy nadzieję, że czymś nas zaskoczą. Że przeleją pewien zasób niejasności, który poczuli przechodząc na ostatnią stronę. Cóż za bezwstydna penetracja, tak ostentacyjnie podejrzeć ostatnią stronę i jeszcze udawać, że się tylko zerknęło, że to tylko taka nerwica natręctw. Znów prostuję palce, naciągając ich skórę myślę, że popadając, się z czegoś uwalniam. Ostatnia strona nie ma znaczenia, bo puenta musi być poparta kurzajką, martwicą, bólem kolana, łojem, krwotoczną i konwulsjami. Cóż nam po pięknym Werterze, jak tylko odstrasza nas przeobrażonych w miłe zwierzątka. Jakieś w nim niepohamowane, mimowolne wystrzały. Wtedy pod łóżko i strach paraliżujący czyn. Z rodziną najlepiej na zdjęciu. Kiedy już tylko zdjęcie, wtedy lepiej nie mówić, bo po co zasmucać otoczenie. Daj żyć, wszystko będzie dobrze. Wszystko. Już dobrze. W czasie kabaretowej zarazy można powtarzać kwestie np.: Robina Wiliams’a i na nowo poczuć się skrępowanym. Zakaz kąpieli jest wszechobecny na wysuszonej skórze.Nie każ mi płacić za moje winy, kopsnij kilka swoich i śmiejmy się. Tutaj wystarczy podnieść ręce i nawet atom nie naruszy konstrukcji. Poddaję się.Oddalony od milczenia, zasypiając na białym prześcieradle i wciąż wyznaczając granicę słowem, wiem, że jeszcze nie jestem na tarczy. Zawstydzający to niewypał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz