wtorek, 19 lipca 2016

Las anatomii

    Kruk Flodolf zaprosił mnie do swej kryjówki. Było to stare drzewo, częściowo otwarte, częściowo chore. Na pewno miało moc przemawiania. Są świadkowie. Echowi. Rozmawialiśmy o anatomii lasu, o puszkach po piwie i krwi na opuszkach, bo amelinium. Była rzecz o ucieczkach w zalążek, o burzliwych potokach i chwianiu się chwili. Była próba przekazania sobie znaku pokoju i temat zwierzęcej wiary. Flodolf przedstawił mi swój pogląd na istnienie później, po Przeobrażeniu. Pokazał mi miejsce gdzie stare ślimaki zostawiają swoje muszle i potem resztkami energii odpływają przed siebie, przez las, przez siebie, przed las. Dziobem wskazał przybity do drzewa symbol zwierzęcych wierzeń. Zbawieniem jest dla nich wiara w ponowne przyjście bękarta lasów. Pierwszego Dzika  Woreza. Według wierzeń będzie biegł w pełnym słońcu czerwcowego południa. Bez skóry, bez grubiaństwa, jakby bez maski, dziki i bolesny. Poprzez krew  wyzwolenie z krwi. Tak zostało, już dawno temu,  zapisane na pierwszych, suchych liściach. Powiedział również, że ludzie są stworzeni tylko po to, aby urzeczywistniać tę nadzieję. Zdejmować skóry zwierząt i garbować do jasności. Wychodząc z drzewa, dość poważnie zbity z tropu, nie ubrałem zawieszonej na gałęzi mojej kurtki zrobionej ze skóry Władzia, kolegi z boiska. Taki jego los, bo z tego, co pamiętam,  od zawsze był karmiony gapami.        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz